TEST (1) - ADIDAS TERREX SWIFT R2 GTX - UNBOXING

Turyści piesi,

O czym pisałem kilka dni temu, rozpoczynam test nowych butów marki ADIDAS, model TERREX SWIFT R2 GRX, z którego to będę Wam sukcesywnie zdawał relację.

Na początek, jak w każdym porządnym teście rozpakowanie, czyli jak to na YouTube tzw. UNBOXING. 

Pierwsze wrażenie OK. Buty zwróciły moją uwagę podczas serfowania w internecie. Pierwszy raz miałem je w ręku w sklepie INTERSPORT kilka miesięcy temu. Jakkolwiek - co jest normalną sprawą, że w sklepach stacjonarnych nie ma rozmiarów powyżej 46, ich w mniejszym od mojego rozmiarze ogląd, dał mi podstawę  do opinii, że buty będą dla mnie w sam raz. But typowy do wycieczek pieszych - niski, lekki. Wykonany jest w 100 % z syntetyku ( bez skóry ), dodatkowo ma membranę GORE- TEX. Charakterystyczna rzecz, że buty maja bardzo twardą podeszwę, z dość głębokim protektorem. Kształt dość obły. Nie wiem jak Wy, ale ja ze względu na pewne dolegliwości z kośćcem związane, i wagą lubię twarde buty. Przydatny wydaje się otok z przodu oraz pętelka przy pięcie. Wyrób wydaje się bardzo przemyślany i starannie wykonany, np. tzw oczka na sznurówki ( a tak naprawdę na system do ściągania ) obszyte są taśmą, ale wewnątrz nich są plastikowe / metalowe tuleje. Producent podaje rozmiarówkę w kilku systemach miar. Najbardziej przydatna wydaje się ta metryczna ( długość wkładki ), ponieważ wszystkie inne są sporo zaniżone. Dla przykładu, ja noszę tego rodzaju buty w rozmiarze 47, a tu proszę przy tej samej długości wkładki co w starych NORTH FACE czyli 305 mm tu rozmiar... 49. Szok.

Buty w regularnej cenie w sklepie firmowym producenta kosztują 599 zł, ale przy zapisaniu się do newslettera jest zniżka 20 %, czyli buty wychodzą za ok 480 zł. Na ZALANDO przy promocjach cena czasami niższa o kilkadziesiąt złotych. Model występuje w wersji damskiej i męskiej, przy czym zawsze w różnych kolorach ( nie tylko czarne ). Co przyniesie test, czas pokaże, no i pamiętacie, że jutro pierwsza wycieczka - ORSZAK w nowych butach ...

To zaczynamy.

Do zobaczenia,

Albert